Jak na politycznie poprawny film przystało:
terrorystą okazał się oczywiście, nie zatrzymany nawet w trakcie gorących poszukiwań Afgańczyk, mający nawet pośrednie związki z Al.-kaidą (!), czy czarny Amerykanin który jako dojrzały mężczyzna (pracownik wywiadu i kolega głównego bohatera) przeszedł na Islam, tylko byli nimi zdrajca o swojskim nazwisku Zawadzki (ta amerykańska sympatia do Polaków...), oraz jego biały (a jakże) szef (a jakże-bo Polak jest pewnie za głupi aby mógł być szefem), kolega głównego bohatera, któremu agent wywiadu niegdyś odbił dziewczynę (na którą szczerze mówiąc połakomiłby się tylko samotny desperat).
Swoją drogą twórcy filmu, nie ruszyli łepetyn, a może nie potrafili znaleźć bardziej racjonalnych argumentów, by uzasadnić kretyństwo terrorysty, który by zemścić się na obecnym chłopaku swojej dziewczyny, zagraża życiu aż 65 tysiącom widzów.