Mamy wakacje, więc to odpowiednia pora na jakiś obozowy slasher. Tym razem padło na "Cheerleader Camp" AKA "Bloody Pom Poms" z 1988 r. Co mogę powiedzieć? W filmie oprócz odrobiny golizny i ładnych dziewcząt niewiele się dzieje. Fani filmowego sera mogą momentami trochę się uśmiać. Dopiero ostatnie 20 minut przynosi trochę akcji. Polecam tylko zatwardziałym fanom slasherów "złotej ery". Bodycount: 10
5/10